Wszystkie

No alerts found.

H JAK HISTORIA O ZAMYKANIU UST – BIAŁOBRZESKI ALFABET

H JAK HISTORIA O ZAMYKANIU UST – BIAŁOBRZESKI ALFABET
Wstecz

H JAK HISTORIA O ZAMYKANIU UST – BIAŁOBRZESKI ALFABET

2 kwietnia 2024

Niechęć do naszego stowarzyszenia wybrzmiewa niemal z każdym kontaktem z obecnymi władzami gminy – tak było nawet na debacie 23.03.2024 roku w BCK.

W małej społeczności jaką są sześciotysięczne Białobrzegi każdy każdego zna. Łatwo o plotki. Trudniej o prawdę.

To prawdopodobnie pierwsza taka publikacja w historii miasta; historia o uciszaniu ludzi przez władze. To nie lament i nie apel o pomoc.

W świecie pełnym milczenia, dwuznacznych spojrzeń i plotek, istnieją osoby, które jednak podnoszą głos, dążąc do prawdy, łamią tabu.

Prześledźmy razem tę historię, która odsłoni coś, czego nie zrobił nikt inny. Historię, która rzuca światło na to, co naprawdę działo się za drzwiami urzędu gminy.

To historia naszej członkini, byłej urzędniczki w latach 2015 – 2019.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy, jako pracownica urzędu gminy, odpowiedzialna m.in. za koordynowanie współpracy z organizacjami pozarządowymi oraz nadzór nad zadaniami zleconymi im do wykonania i wykorzystaniem publicznych pieniędzy, wykonując swoje obowiązki, zauważyła wiele okoliczności mogących wskazywać na nieprawidłowości w rozliczaniu dużych kwot publicznych pieniędzy przez jednego z beneficjentów dotacji.

Już sam fakt ogłaszania i przeprowadzania konkursów ofert budził wiele zastrzeżeń. Oferty konkursowe na wysokie kwoty, były niedokładne i ogólnikowe, pozostawiające duży margines na dowolne wydawanie pieniędzy publicznych. Podobnie wyglądały rozliczenia.

Postanowiła poruszyć tę kwestię w swoim miejscu pracy, zamiast udawać, że wszystko jest w porządku, bo czuła niezgodę na takie działania samorządu. W odpowiedzi słyszała szeptane po cichu: „zostaw to”, „zawsze tak było”, „nic z tym nie zrobisz”.

Nie uznała wówczas za uczciwe, aby podpisać się pod zatwierdzeniem rozliczenia takiego zadania.

Poinformowała o swoich zastrzeżeniach przełożonych, sporządziła na ten temat notatkę służbową oraz zwróciła się do burmistrza o wydanie pozwolenia na przeprowadzenie kontroli wydatkowanych pieniędzy w ramach realizowanego zadania publicznego u owej organizacji.

W międzyczasie angażowała się w różne projekty i rozumiała, że jej praca w urzędzie jest dla ludzi, a nie oni dla niej.

Długo by pisać o tym jak nagle jej sytuacja w miejscu pracy zmieniła się niemal z dnia na dzień na niekorzystną. Ostracyzm, plotki i pomijanie w przekazywaniu informacji służbowych, stały się jej codziennością. Część osób o tym wiedziała, część wolała milczeć. Dostawała ciche sygnały wsparcia od grupki współpracowników, lecz to niewiele zmieniało w tej sytuacji.

Pewnego słonecznego dnia w czerwcu 2019 roku, niedługo po otrzymaniu oficjalnej zgody od pana burmistrza na przeprowadzenie kontroli wydatkowania pieniędzy w ramach tej dotacji, otrzymała także wypowiedzenie z pracy.

Zarzutów było sporo.

Wszystkie kuriozalne, nie mające poparcia w rzeczywistości ani odzwierciedlenia w przepisach prawnych.

Nagle pojawiły się notatki służbowe na poparcie tych zarzutów, sporządzone przez innych pracowników, a nawet pracowników jednostek podległych gminie, o których wcześniej nie było śladu, i o których nie wiedziała. Były przygotowane na zawołanie, skrojone na tę sytuację, podające nieprawdę, kłamliwe.

Czy zamknęła usta?

Nie. Wobec tej niesprawiedliwości i manipulacji, pozwała Gminę Białobrzegi do sądu pracy. Czuła wtedy odrazę od takiego traktowania pracowników. Nie wystąpiła o przywrócenie na poprzednie stanowisko, bo nie wyobrażała sobie już pracy w takim miejscu. Nikogo ze współpracowników nie oczerniła w swoim pozwie sądowym, choć i takie pogłoski chodziły. Nikogo z koleżanek i kolegów z pracy nie postawiła w niezręcznej sytuacji, powołując na świadka, mimo, że to znacznie pomogłoby jej podczas procesu.

Proces sądowy trwał ponad rok. Kosztował ją sporo stresu i pieniędzy. Finalnie Gmina Białobrzegi, wobec braku wiarygodnych dowodów na swoje zarzuty wystąpiła o polubowne porozumienie stron, proponując ugodę, na mocy której kobieta otrzymała odszkodowanie (tak odszkodowanie z publicznych pieniędzy) oraz zmieniono jej odpowiednie zapisy w świadectwie pracy.

Koszt takiego traktowania, to nie tylko koszt sądowy, to także koszt indywidualnej dwuletniej terapii psychologicznej, która pozwoliła jej zamknąć ten rozdział życia i uwierzyć w siebie ponownie. To także koszty osobiste, jakie dotknęły jej najbliższych.

Każdy wie kim jest… lecz do dziś niewielu wiedziało jak było naprawdę.

I to byłby koniec tej historii, gdyby nie fakt, że całe dwa lata po zakończeniu tego epizodu zaangażowała się w działania naszego stowarzyszenia.

Niektórzy mówią – że z zemsty. Tych nie przekonamy, że jest inaczej. Jeśli jednak tak ma wyglądać zemsta, to niech każdy, kto jest jej żądny, włoży w to tyle wysiłku i pracy, ślęczenia nad dokumentami, poświęconymi godzinami na pisanie pism, na szkolenia i udział w posiedzeniach komisji i sesji rady gminy.

Motywacją, która jej przyświecała, by wypowiedzieć na głos swoją historię jest pragnienie położenia kresu milczeniu, zakłamaniu w niektórych środowiskach i plotkom w tym mieście; dawaniu przyzwolenia na niesprawiedliwość i przemoc w miejscu pracy. Nie tylko tej. Każdej.

Obecne działania, które prowadzi nasza członkini, podyktowane są tylko chęcią zmian, by ludzie mogli zabierać głos odważnie, stawać po swojej stronie, nawet jeśli nie sprzyja to interesom władzy.

Niewypowiedziane historie lubią ciszę, obrastają wtedy w legendy i stygmatyzują ponownie.

Wiec jeśli usłyszycie pokątnie lub publicznie, że nasza członkini została zwolniona z pracy, to nie jest to prawda. A dowodem na to jest wyrok sądu RP.

Jeśli usłyszycie, że działa z chęci zemsty – to także nie jest prawda.

Nie musicie siedzieć cicho, ani nikomu się podlizywać. To miasto, urząd, czy samorząd jest dla Was, a nie Wy dla niego. Bez względu gdzie się urodziliście i skąd tu przybyliście.

Może ta historia otworzy też oczy, czy usta innym, których spotkały podobne zdarzenia.

Przeczytaj również